Rozdział V – „Wizyta w ambasadzie USA, przygotowania, czas pakowania” – cz. 2

Nauka, materiały, formułki – jedna wielka niewiadoma

Po powrocie z Warszawy nastąpił czas wielkiego przygotowywania się do podróży. Tak naprawdę nie wiedziałem do czego mam się przygotować. Jedyne informacje jakie posiadałem były takie, że czeka mnie mnóstwo pracy – zarówno fizycznej, jak i tej polegającej na prowadzeniu rozmow po angielsku. O ile przygotowanie fizyczne łatwo było rozplanować – treningi, biegi, ćwiczenia, o tyle ćwiczenia związane ze samą sprzedażą wymagały już co nieco sprytu. Będąc z ciągłym kontakcie z moją menedżerką z Estonii chciałem być jak najlepiej przygotowany do tego co mnie czeka. I muszę6 przyznać, że Aive doskonale wywiązała się ze swoich zadań – wielokrotnie trenowaliśmy rozmowy i tekst, który był przygotowany do rozmów z Amerykanami. Na początku moje zadanie polegało na zapamiętaniu dialogów, czyli tego co mam mówić – to była ta łatwiejsza część. Zdecydowanie najłatwiejsza… O ile wyuczenie się na pamięć formułek sprzedażowych zajęło mi maksymalnie tydzień, o tyle opanowanie tonu mówienia, mimiki twarzy czy postawy, którą miałem przyjąć to zdecydowanie zadanie na dłuższy czas, o ile nie na całe życie. Oprócz formułek i zdań, które musiałem opanować liczyły się także odpowiedzi, a te ciężko było tak naprawdę przewidzieć, chociaż muszę przyznać, że firma, która organizowała ten wyjazd była przygotowana na każdą ewentualność! To było coś! Byłem w totalnym szoku, gdy dostałem materiały do nauki – było tego kilka stron – oprócz podziału na kolejne etapy rozmowy, miałem także materiały dotyczące nauki ewentualnych odpowiedzi i jak na nie reagować. Będąc jeszcze w Polsce nie miałem tak naprawdę za bardzo pojęcia jak to wszystko ma wyglądać. Nie wiedziałem przede wszystkim jak będzie odebrane zapukanie do drzwi nieznajomego. To było dla mnie niezrozumiałe, że Amerykanie tak chętnie przyjmą mnie do środka i jeszcze ode mnie coś kupią. Mimo wszystko wierzyłem w słowa Estonki. Stwierdziłem, że skoro ktoś to robi to musi to działać – czysta statystyka. Tak naprawdę nie miałem pewności czy w ogóle uda mi sie cokolwiek sprzedać.

Intensywne przygotowania („SMILE! PSZEM!”)

Moje przygotowania tak naprawdę trwały w najlepsze od dłuższego czasu – nie wspominałem o nich wcześniej, ponieważ stwierdziłem, że były na tyle ważne, żeby poświęcić im osobny akapit. Same przygotowania trwały tak naprawdę od samego początku moich spotkań z Aive – spotykaliśmy się w różnych miejscach – zazwyczaj na terenie uczelni – UTP i UKW. Same ćwiczenia polegały przede wszystkim na odegraniu scenki pod drzwiami zwyczajnego Amerykanina. „<PUK> <PUK> Hi, how can I help you?” No i tutaj wchodził tekst, który uczyłem2 się i uczyłem – znałem go na pamięć, jednak ćwiczenia polegały nie na tym żeby powiedzieć formułkę – polegały na tym,żeby przyjąć odpowiednią postawę i mimikę do konkretnej sytuacji. Te ćwiczenia trwały przez dobry miesiąc, z przerwami, ponieważ Estonka przyjeżdżała do Bydgoszczy w różnych odstępach czasu. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że jej poświęcenie związane z nauką procesu sprzedaży było naprawdę godne podziwu! Była niesamowicie zaangażowana, zwracała uwagę na każdy szczegół, każdy tik na mojej twarzy, każdy ruch ręką czy głową. Jednak oprócz formułki do zapamiętania i postawy podczas ćwiczeń kluczową rolę odgrywała szybkość mówienia oraz to jakim tonem wszystko mówię. Wielokrotnie byłem upominany, że mówię zbyt szybko, że się nie uśmiecham (SMILE! PSZEM!). Nauka była trudna – byłem przekonany, że umiem tekst i że wszystko jest dobrze, jednak zawsze było coś nie tak. Z czasem jak na to wszystko patrzę to śmiało mogę stwierdzić, że nauka z Estonką to najlepszy trening jaki mogłem sobie wyobrazić. Była wymagająca, zdecydowana i przede wszystkim wiedziała jakie umiejętności muszę opanować czy podszkolić. Wiedza, którą mi przekazała bardzo pomogła mi, gdy byłem już na miejscu, ale o tym wspomnę w dalszych rozdziałach.

Biegi, ćwiczenia

Ćwiczenia z Estonką były jedną z części treningu, drugą częścią były biegiprzygotowania związane z formą fizyczną. Byłem wielokrotnie ostrzegany, że praca, którą się podejmuję jest związana z ogromnym wysiłkiem fizycznym. Stwiedziłem, że czas się przygotować do tego wyzwania, żeby nie mieć później do siebie pretensji, że za mało zrobiłem przed wyjazdem. Wziąłem się więc za solidny trening – stwierdziłem, że skoro mam chodzić po domach Amerykanów to wypadałoby wziąć sprawy w swoje ręce. A właściwie nogi. Przed wylotem zorganizowałem sobie czas na bieganie – po uczelni, między treningami z Estonką. Biegałem m.in. Przy Parku Milenijnym niedaleko ulicy Fordońskiej (na biegi2zdjęciu most nad Wisłą), a także na górkach w mojej okolicy (Żwirki i Wigury). Są to miejsca w Bydgoszczy – zachęcam wszystkich do zapoznania się z tymi terenami, ponieważ są naprawdę warte uwagi. Biegałem tam przez czas moich przygotowań i mimo upałów warunki były naprawdę znośne. Oprócz biegania ćwiczyłem za pomocą hantelków – biceps, triceps, a także przysiady – ogólnie ćwiczenia na ręce i górne części ciała, ponieważ wiedziałem, że przede mną noszenie ciężkiego plecaka przez cały dzień. Starałem się ćwiczyń kilka razy dziennie, jednocześnie dbałem o to, aby nie nadwyrężyć mięśni. Chciałem zrobić wszystko, aby od strony fizycznej wypaść jak najlepiej.

Uczelnia…

Wyjazd się zbliżał, a tutaj 2 sesje egzaminacyjne przede mną… Niestety, jak powszechnie wiadomo, egzaminy na studiach, w sesji letniej, przebiegają w czerwcu, lipcu i wrześniu. Mój wyjazd przypadał od 31 maja do 10 wrz1eśnia, co sprawiało, że nie mogłem w nich uczestniczyć. Musiałem więc rozmawiać, dyskutować i przede wszystkim zaliczać wszystkie przedmioty przed oficjalnym terminem. Było to bardzo trudne – po pierwsze ze względów formalnych, a po drugie – nauka. Materiału do przestudiowania i wyuczenia było mnóstwo i muszę przyznać, że zaliczanie dwóch kierunków studiów w przeciągu praktycznie dwóch miesięcy stanowiło dla mnie dotychczas największe wyzwanie – teleinformatyka – VI semestr i zarządzanie – IV semestr – około 30 przedmiotów do zaliczenia. Robiłem co mogłem – dziennie zaliczałem 2-3 przedmioty, kułem po nocach, za dnia, w godzinach popołudniowych – udało się! Oczywiście nie wszystko. Został jeden egzamin na wrzesień i trzy zaliczenia, jednak byłem w miarę spokojny, ponieważ były to przedmioty na moim drugim kierunku – Zarządzaniu, a nie na teleinformatyce, na której robiłem wówczas 3,5-letnie studia inżynierskie. Sprawy poszły do przodu, to najważniejsze!

Pakowanie

poloStwiedziłem, że na kwestie związane z pakowaniem się do wyjazdu poświęcę osobny akapit, ponieważ nie było to takie proste jakby się wydawało. Przede wszystkim oprócz rzeczy, które były oczywiste jak spodnie, kurtka, skarpety, majtki moją torbę zajmowały koszulki polo – specjalnie na wyjazd, do pracy. Według zaleceń Estonki musiałem mieć przynajmniej jedną koszulkę na jeden dzień, a także przynajmniej dwie w zapasie. Na wszelki wypadek zaopatrzyłem się w CZTERNAŚCIE koszulek polo. Do tego, według zaleceń, miałem zabrać kilka par krótkich spodni – spakowane. Czapki z daszkiem, jednak miały to być zwykłe czapeczki, a nie FullCapy, które lubiłem nosić. Nie spodobał mi się ten pomysł, ale postanowiłem, że jak już zdecydowałem się na słuchanie zaleceń Aive to będę się ich trzymał do samego końca. Pakowanie zajęło niejeden wieczór – trwało to kilka dni. Co chwila nachodziły mnie myśli – „Czy na pewno wszystko spakowałem? Może coś jeszcze powinienem zabrać? Co mi się przyda?”.

Wyjazd? To już?!

Zanim zdążyłem się zorientować w końcu nadszedł ten czas – 31 maja 2013 – lotniskodzień wylotu – Warszawa Lotnisko Chopina. Z pomocą oczywiście ruszyli moi rodzice, którzy dzielnie wspierali mnie przez cały okres przygotowań i byli ze mną także podczas dnia, w którym przelecę Atlantyk i wyląduję na innym kontynencie. Z dala od wszystkich których znam, z dala od kogokolwiek bliskiego. Zostałem ja. Wyruszyliśmy z samego rana – wylot z Warszawy był o godzinie 6.30. Ruszyliśmy więc o godzinie 1.00 nad ranem. Droga była spokojna, bez przeszkód – minęła bardzo szybko. Moją głowę przejmowały wtedy tylko i wyłacznie myśli o tym, że nie zobaczę tych najbliższych mi osób przez tak długi czas. Wtedy było to dla mnie coś niesamowitego – wyruszam w nieznane – odkrywać nowe rejony świata. Podróż 4przede mną! Wiedziałem, że będę tęsknił, jak nigdy w życiu. Wtedy myślałem tylko o podróży. Myślałem o tym jakie przygody przede mną – gdzie wyląduję, co zrobię i przede wszystkim jak miną mi te 3,5 miesiąca. Wstyd przyznać, ale myślałem wtedy tylko o podróży, byłem strasznie ciekawy tego co mnie czeka. Ciekawy niewiadomej. Ciekawy nowych miejsc, nowych ludzi, całkiem innego miejsca. Kultury. Zachowania ludzi. Jak wygląda świat po drugiej stronie oceanu? Dojechaliśmy na miejsce – znowu Warszawa. Przypomniały mi się miejsca, które odwiedziłem podczas poprzedniej wizyty, jednak tym razem udałem się w miejsce zupełnie inne – lotnisko Chopina. Już po rozbudowie. Znaleźliśmy miejsce, wzięliśmy bagaże, udaliśmy się do sali głównej. Naczekaliśmy się trochę – dobrą godzinę, ponieważ byliśmy zbyt szybko – czekaliśmy dosyć długo. Pierwszym celem mojej podróży był Frankfurt w Niemczech.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s